Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
19 lip 2012
M 116 albo w podróży:
Zachmurzone, polskie już lipcowe niebo, rozgryzła soczystą i lekko kwaśną wistabellą, forpocztą całego konglomeratu jabłek, jaki ma nastąpić nieco później. Soczystość słodkiej maliny, miękko rozgniatającej się o podniebienie przegryzła ostrym, dojrzałym, kawałkiem sera pecorino, przywiezionym z toskańskiej podróży. Ciepłe, wygrzane włoskim słońcem popołudnie, z miękko układającym się światłem, strzyżonym delikatną nutą świerszczy, tak różne od wakacyjnych wspomnień, że aż się uniosła o tam, gdzie cykady wyznaczają staccato dnia. W małym domku, wokół którego rosły drzewa piniowe, mieszkało lato. Szerokie i bardzo wygodne łóżko z czułością przyjmowało ich sny, a kamienny dach i jego opalona twarz były jej niebem. Zapach jego rozgrzanej skóry przecinanej stukotem cykad. Smak pikantnych tagliatelli z pikantnym peperoncino łagodziła słodycz pomidorów i rześkie, lekkie i chłodne białe wino, pite przy stole z kraciastą serwetą. Słodkie cantucci posłusznie nasiąkały winem, rozpadając się w ustach na migdałowo-pomarańczowe atomy. Nakłuwali zakochane oczy na ciemnozielone cyprysy powstawiane w ciemnożółte pola, przeplecione sznurami pól z winogronami i jasnozielonymi kulami oliwnych drzew. Powyginane sosny o płaskich głowach dotykały lazurowego nieba, kiedy jechali oglądać ciszę i światło we włoskich, niedużych miasteczkach. Szukała jego ręki tam, gdzie biała plaża łączyła się z rozbielonym błękitno-miętowym kolorem morza, aby nie zgubić się w jego szumie. Jechali bardzo długo samochodem, plącząc kilometry autostradami pośród gór, ona wciąż trzymając rękę na jego prawym udzie, bo on inaczej już jeździć nie potrafi.
Dwa dni wcześniej, w eksplozji lata, ona w zielonej sukni, z włosami ułożonymi w fale, wycięta ze swojej epoki, trzymając go za obydwie ręce, w dużej sali, gdzie było bardzo wielu ludzi, mówili do siebie to, co związało ich na zawsze. Pamięta tylko jego rozognione oczy, głos brzmiący gdzieś obok i siłę jego rąk, w które oddaje się bezwstydnie, z całą miłością, i na fali kilkudziesięciu uśmiechów i pięknych życzeń spełniał się ich dzień, zapamiętany na zawsze, gdzie wszystkie poplątane ścieżki, bylejakości, radości i dni za dniami, splotły się już w jedną, wspólną drogę tak łatwo, jak właśnie Los by dla nich napisał właśnie taki scenariusz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz