Ona: zanim znalazła się tu gdzie jest, w srebrnym samochodzie po raz pierwszy służbowym, zanim nacieszyła się byciem w domu i tygodniowym niepracowaniem, minęło bardzo wiele chwil, nierzadko małoszczęśliwych, częściej wręcz bolesnych.
Jako historyk sztuki wkładanie się między obrazy i bycie w nich jak sztafaż nie zawsze jest łatwe. Nic konkretnego nie pojawia się w zawodowym byciu, próby makijaży na stałe, bycie kosmetycznym doradcą, kiedy pilnowała jej regionalna nosząca zawsze białe rajstopy, szaleńcza jazda busami po województwie w śniegu, upale, deszczu, z ciężkim sprzętem, plakatem, donikąd właściwie, bo nikt za bardzo jej nie chciał, ale wiedziała, że to do czegoś prowadzi, musi, bo wszystko jej po coś. Obrazy zatrzymane pod powiekami, jesienny krajobraz utrzymany w złotobrązowej tonacji, gdzieniegdzie przecięty lekko przygasłą zielenią, gdzieś w rogu, obok szarej mokrej drogi chrupiąca postać staruszki wtulonej w łowicki pasiak, wtopionej w krajobraz jakby szła tam od zawsze, co najmniej od czasów Gierymskiego lub Wyczółkowskiego.
Jej praca to konglomerat tysiąca napotkanych osób, to trzy miasta, w których zostawiła dobre dusze, to trasy wyjeżdżone tramwajem, zadeszczone szyby i setki przeczytanych książek, rytm sklepów, szum otwieranej i zamykanej kraty, sukces, kiedy ktoś wracał tylko do jej sklepu.
Ona: zawsze nieco niepokorna, z kagankiem tego, co uważała za słuszne, zawsze lekko pod prąd, ale w zgodzie ze sobą, poznająca odcienie, kolory, tony, nuty zapachowe, kobalt i błękit paryski, oranż i żółcienie, paczulę i bób tonka, piżmo i irys.
Zawsze z całej siły,na każde zawołanie, podnosi się po milionowych upadkach, bo wystaje poza ramkę, bo jak jest pokorna i cicha to się dzieje samo, to nagle coś wyłazi, nagle zdobędzie nagrodę i to niejedną i to znów się nie podoba i musi szukać innego odcienia w pracy. Chuchała na mało znane marki, doprowadzając je do zauważalnego poziomu i wtedy guzik się wyłączał i było nic.
I od nowa - nie odpocząć, szukać, wybrać, starać się, okrzepnąć, przyzwyczaić się do ludzi, do ich losów, powiązać je, przypilnować, potem przeczuwać, że będzie źle, że od nowa znów pytać, rozsyłać, aktualizować i czekać aż nastanie kolejne nowe. Zmęczona jest tym, że nieustannie musi zmieniać, że Los pracowy ją wykręca na różne strony, ale tym razem może będzie na dłużej, chociaż pewna może być tylko tego, że jego ręce zawsze i tylko dla niej są takie ciepłe. Los łamie ją na kawałki i składa z powrotem, czasem pochodzi z ciężkim gipsem, aż się zrośnie, w jej pracowym życiu jest bardzo dużo blizn, które pamiętają o tym, że właśnie po to jest życie, aby je czuć po swojemu do ostatniej kropli i dlatego nie żałuje żadnej trudnej chwili i doskonale je pamięta, bo one budują światło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz