22 sty 2013

M 139:

nie czyta o dzieciach niczego, że radość, że spało, że się uśmiecha, że jest, nie chce, zapada się w swoją największą na świecie mysią dziurę, po raz kolejny się nie udało i nie uda się już nigdy, nadzieja po połowie miesiąca spada jak jazda na piątce z wzniesienia po gołoledzi, jakiś karnawał podobno jest, ona walczy z zimą, z zaspą, z podjazdem, który odśnieżała dwie godziny ale podobno źle bo z grudami, z traumą po stłuczonym lusterku po walnięciu przez jakiegoś oszołoma, któremu się spieszyło w strasznej, zimowej nocy.  Nigdy nie zobaczy różowej drabinki na małym, plastikowym prostokącie, nie wierzy zupełnie w magię pastylek, które połyka, bo podobno od tego można się będzie wspiąć uśmiechem po tych różowych sztachetkach, bo jak to się ma udać, kiedy ona znów w podróży, w pogoni, kiedy szpulka drogi rozwija się w bardzo długą nitkę robiącą szpagat od zimy do zimy w trzech województwach, kiedy drzewa stają się bardziej szarobiałe i milcząco podpierają horyzont. Nie jest łatwe zrobić fikołka i nie przewrócić się bezboleśnie na plecy, może to tak, że napotkała jeszcze nie utwardzony teren w sobie, nie okupiony mandatem, stresem, niepokojem, niepewnością, jakąś żarłoczną odwagą, łzami i śmiechem, nieprzytomnym spojrzeniem i złym spaniem. Nie upiększa, nie maluje, gotuje raz na jakiś czas i na parę dni bardziej przemysłowo niż artystycznie, nadal gubi rękawiczki i zapomina, uspokaja się myciem podłogi , odsycha w smaku zielonej, jaśminowej herbaty i strumieniach dość ciepłej wody pod prysznicem, zmywając zapach płynu do spryskiwacza i odmrażacza do szyb, ma siniaki w środku od ustawicznych kuksańców od Losu, ale jak one znikną, to również zniknie milcząca, niedobra zima.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz