Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
28 gru 2015
M 211 albo poświąteczny:
Rozwałkowany jak wielka, okrągła, silikonowa stolnica księżyc, był największy od czasu, kiedy ona się urodziła i pięknie w jego wjechali, nie uszkodziwszy go, jak wracali z miasta na Ł. Miękko się podróżowało w świąteczny, bezśnieżny czas, z kojącym poczuciem rodzinnej wspólnoty, bo co zostaje, jeśli nie świąteczne wspomnienia, że jeszcze trwa babcia, że mała ona dzielnie pokonywała progi ponadstuletniego domu strasząc śmiechem dużego psa, że wylizywała lukier ze świątecznych ciasteczek, marszcząc z rozkoszy nosek, że była wielka, dostojna jodła i sznur drobnych prezentów starannie dobranych dla każdego i tysiąc smaków, których doznaje się raz do roku. Zupa grzybowa z łazankami, karp smażony, mięsisty jesiotr, festiwal śledzi: jej w cydrze, osobno w żurawinie i kolendrze, śledź ciotkowy pod pierzynką z jabłkiem i porem, maminy smażony w cieście, karp w galarecie, chrzan i żurawina, kapusta z grochem, pierogi i kapusta z grzybami, smażone kapelusze grzybów, makowiec, piernik, makiełki z kruchymi ciasteczkami, kompot z suszu, za którym zawsze przepada tata. Bywały jeszcze kotleciki z jajek i ziemniaków do ryby i sałatka jarzynowa, ale w tym celowała druga babcia, która już tam, po drugiej stronie ich rodzinnego stołu. Dziś ta babcia jej się śniła, że haftowała dla niej suknię ślubną, w kolorze czerwieni i bieli, babcia leżąca w szpitalu, jakby czuwała nad nią zaznaczając, że nieustannie jest. Są takie chwile, że trzeba być razem z tymi, którzy chcą razem być, bo nie zawsze tak jest, bo są też chwile rodzinne wymuszone, nadęte, jak wydmuszka, po to tylko, aby trwały bo tak trzeba, bez pełni, bez poczucia, że tworzy się sobą rodzinną historię, chwile, w których się tylko je albo narzeka, albo ukradkiem połyka łzy albo daje nura w zlewie zmywając talerze, bo mogło się komuś zrobić przykro i tego się nie zmieni. Dlatego ona unika tych, którzy skupiają się tylko na sobie i na swoich blaskach, nie widząc za nic cieni, niech sobie chodzą swoimi jedynymi i słusznymi ścieżkami, niech sobie są i krążą na swoich orbitach, nie zahaczając o jej wypielęgnowany świat, w którym potrafi być harmonijnie ponad wszystko bo o tym, co nie tak, w którym rozmawia się i szanuje. Taki czas ona lubi, kiedy symbole mają być symbolami, kiedy każda chwila wspólnie spędzona maluje kolejne wspomnienia pachnące mandarynkami i kompotem z suszonych owoców, kiedy wreszcie wjeżdża się w ten księżyc i później jest nadal ciasno razem, wtedy się wie, po co jest ten cały czas okołoświątecznego zamyślenia, w którym domowe smaki z pełną świadomością mają podkreślać to, co najważniesze na świecie: miłość.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz