Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
11 sty 2016
M 212 albo mentalny detoks:
Wysączył się ten jedenasty stycznia, najpierw nie mogła odkopać się ze snu, bo o ósmej rano była w nim na dziewiątym piętrze, głęboko i trzeba było nagle zjechać windą porannego wstawania w dół na parter i wysiąść i spojrzeć nieprzytomnie w okno i zobaczyć śnieg na dachu sąsiadów i potem już powitać dzień myślą o małej niej i nim, że już w pracy i tym, że kawa pyszna na dole i trzeba już. A w ogóle to jest jakby trochę utkana z mgły, którą łatwo rozwiać i wtedy zostaje nic, wtedy jej nie ma, wtedy wpada w stadium robaka, byle być sobie i tyle, tylko trochę na wierzchu, a cała reszta sobie śpi, niech tak zostanie. Ludzie się ciągną za myśli i w tych myślach i słowach nienawidzą, a po co, wszystko jest kruche, zaraz może być tak, że to, co się nabroiło, zostaje a potem się włącza radio albo odbiera telefon i słyszy, że kogoś już nie ma na świecie, że zrobiła się kolejna dziura i po co to, kiedy zostaje potem tylko to co złe i nie ma czasu już tego wyprostować, bo nie ma z kim. Ma wtedy tak, że obija się o promienie słońca i o konieczność wytarcia kurzu i idzie potem do dużego sklepu, bo tam łatwiej sobie myśleć o niczym oprócz tradycyjnej, zakupowej ścieżki. I czasem sobie myśli, jak ludzie robią zakupy w takich sklepach, czy zawsze z prawej do lewej, czy czasem na ukos i jeszcze z powrotem, jak się zapomni. Czy zbiera się wszystko to, co jest w promocji, czy kupuje tylko ulubione produkty i niezmiennie te same. Czy może te cięższe, bo można wtedy włożyć je w duży, metalowy wózek. Czasem patrzy, co ludzie kupują i w sklepie z owadem królują konserwowe wiktuały, napompowane bułki i chleby i kolorowe napoje. Tak więc sobie krąży między półkami i ona jest z tych, co mają zawsze utarte ścieżki i w każdym sklepie kupuje określone produkty, ale starannie wybrane, tyle, że trzeba się najeździć, żeby upolować odpowiedni lodówkowy skład. Ale co tam. To pozwala na chwilową, myślową hibernację, tak czasem potrzebną, pozwala na swoisty detoks od tego, co gdzieś się dzieje poza nią, pozwala na to, że można sobie wybierać mniej pokruszoną paczkę makaronu albo ser z dłuższą datą ważności, takie tam. Jedenastego stycznia w zeszłym roku powstała duża wyrwa na jej horyzoncie bliskich znajomych a dziś jeszcze kolejna, bo umarła muzyka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz