20 lis 2011

M 89:

Odsycha. W jej niebie rozpostartym od piątku wieczór do poniedziałku bardzo rano pieskoty wiecznie głodne kocich chrupków i dotyku, pieskotowym swoim rytmem wtulają zmruczane kocie sny i płowe bokserskie myśli o jesiennym, spacerowym lesie, wybieganym łapami. Jesień smakuje pigwówką, zupą cebulową z tymiankiem, imbirem i gorgonzolą, pachnie dymem, który wyznacza kierunek ostatnim spadającym liściom. Wokół domu nadal niebo jest duże, porozrywane chmury odsłoniły niebo i uśmiechnęły je słońcem, dając jej poczucie, że poza miastem na Wu istnieje bardzo dużo prastarych rytmów przyrody, nie wyznaczanych tylko cyframi rozkładów jazdy 117 i pociągu relacji Warszawa - Kraków z przystankiem na zawsze zimne Skarżysko-Kamienną. W jej niebie nie przejmuje się, że można spać do dziesiątej, nie chodzić na fitness, jeść popcorn miskami i szarlotkę od mamy. W jej niebie jest równowaga, jak rozpostarta lina, z której nic jej nie wytrąci przez trzy dni i jeszcze wystarczy na trzy kolejne w mieście na Wu, po tej linie potrafi bezbłędnie stąpać, a jak z lekka spada, to pieskoty i jego skrzydła za nic nie pozwolą upaść niżej niż linia liny.
Odsycha. Przed kominkiem, gdzie on buduje z drewna palące się miasta i spadają w swoją hipnotyzującą przestrzeń, tlącą się żarem coraz to innego rozpalanego życia, które przejdzie w szept dopiero nad ranem, obserwowane przez zakochanego w kominkowym życiu psa. Pije białą herbatę z płatkami fiołków, jesieni się w kołysce z piór i sączy nitkę niedzieli zaplątaną jeszcze w poniedziałek w porannym mieście na Wu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz