Pierwszy ciepły wieczór w mieście na Wu wybuchnął krzakiem bzu pod blokiem, na przekór betonom, kwadratom świateł pstrzących horyzont, na przekór pasom transmisyjnym nieustannego szumu. Drzewa, które były tu pierwsze, przed żelbetonowymi pudełkami dla ludzi, przez samochodami, najnowszą Skodą jakąś, przed szczekaniem psim, przed ludźmi w kapturach, którzy palą i są stworzeni do omijania szerokim bezobcasowym łukiem, aby tylko nie zauważyli - rosną i kwitną. Wykroiła sobie foremką okna przestrzeń w ciepłą wiosenną prawie-noc, foremką z rodzynkami świateł po drugiej stronie i pachnącą życiem, tym wszystkim, co rusza do boju, co stanowi niezmienność nawet jak wszystko się wytnie, rozjedzie i rozbuduje.
Miasto na Wu kusi parkami, ale ona zaledwie czasem do nich zajrzy, bo to nie jej drzewa, ona ich nie zna, widziała je w tefałenowskich produkcjach i z okien 159, 108 i 107, że są takie parki, o, ale bez niego, bez jego skrzydeł nie poleci w tę zieloność i nie oswoi tego, czym miasto na Wu ją kusi. Bo nie umie tak sama, może nie chce.
A kiedyś umiała, przyjeżdżała tutaj w zaduszony ursynowski beton, kiedy miasto stawało się jedną wielką patelnią, w której słońce wygrzebywało swoją łyżką ludzi z cienia mieszając ich w jedną spoconą miazgę, kiedy spalało wszystko prawie na wiór i zapach tamtego kurzu, tamtego lata pachnącego jakimś nim, jakąś namiastką tu i teraz, przywołał jeszcze świeży, ciepły wiosenny środkowomajowy wieczór. Po co ona walczy z tym, co tu się dzieje, może właśnie powinna tu i tam pójść i poznać, odnaleźć coś do lubienia, jeszcze bardziej oswoić bycie tu, może wtedy to wielkie rozdarcie, ta wieczna dwoistość nie bolała by tak... Bo wokół ich domu bardziej rosną gwiazdy i bardziej ginie kot, który gdzieś tam na nią na pewno czeka, trawa jest bardziej zielona bo w ogóle jest, z żółtych mleczów powstają żarówki, które łatwo stłuc najlżejszym wiatrem, żaby mylą się z rybami, wokół ich domu wiosna jest nieco starsza, niż w mieście na Wu, szumiącym nieustannie, z rolkami ulic, które przyklejają paprochy samochodów, świateł i kurzu. Może kiedyś nauczy się wykrawać foremką okna nieco więcej niż dźwięki i fontannę zieleni z jednego drzewa, może zaprzyjaźni się z parkiem i może przestanie myśleć o tym, że w Krakowie już dawno stałaby się władcą pierścienia zielonych, wiosennych, ukochanych Plant.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz