Najpierw byli Meg i Greg. Pisali razem (www.megigreg.blox.pl), by po latach rozpaść się na dwie połówki i pójść w swoje życia. Zostały litery, słowa, zdania. W niej sączą się one nieustannie, więc przeprowadziła się na inną stronę pisania. O emocjach emocjonalnie i w jej kształcie. O zwykłościach niezwykle. Do zamyślenia choćby bezmyślnie.
6 maj 2012
107:
Noce ciężkie od obrazów, w powodzi snów można się jedynie utopić i chociaż zasypia na jego lewym skrzydle, to stacza się ogromną przepaść nocy, w lewą stronę swojego łóżka i tam pozostawszy śni mocno i ciężko. Księżyc ogromny bardzo zbliżył twarz do ich okna, zajrzał, podglądając chciwie i tylko wywołał w niej jeszcze cięższe poranne śnienie. Może spojrzawszy na nią, zabrał z niej całą energię i jasne sny, może ma właśnie tak, że zagląda przez okna a potem jest taki duży bo zbiera spojrzenia, zbiera uśmiechy i zamyślenia wszystkich na świecie, którzy na niego mocno patrzą i przez to tak góruje jak przyklejony plasterek, jak luneta, przez którą ktoś nas podgląda i obserwuje. Ona przez dzień słoneczno-wietrzny nieprzytomna, drży już na samą myśl o podróży do miasta na Wu, o zmierzaniu się z tym, czego nie zrobiła jak powinna, boi się zwyczajnie i może to turkuć podjadek stresu tak ją zjada wespół z księżycem. A jej anioł umie łapać turkucie w słoiki i może ona też powinna się tego nauczyć, na drodze do miasta na Wu podstawić słoik i niej tam wpadają rzeczy i paprochy niechciane.
Tydzień majowy, bez dotykania klawiatury, a z dotykaniem jego palców, minął kwitnąco, białymi pasami jabłoni, które ciągnęły się przez łagodne wzgórza pól. Osypane kwieciem tamburyny drzew, pod którymi kwitły oceany żółtych mleczów, malowały wspomnienia wiosny jakiej jeszcze nie widziała. Wiosna nadrabiała kwietniową zimność, wszystko kwitło na potęgę, aby na czas zdążyć, pachniał bez, pachniał kurz odbity cieniem na sandomierskiej bramie, pachniała pełna fajerwerków mleczy trawa a nad wszystkim świeciło niebo-po horyzont dopełniając biało-zielonego obrazka.
Jeździli dużo, sączyła się kawa na tarasie, koty przynosiły jaszczurki, myszy i żaby, ogród zapełniał się ptasim śpiewem, szumiał bezczas zaplątany w wierzbie nad ich małym stawem, nie zrobili jeszcze tysiąca rzeczy, nie poszli do lasu z psem, nie poszli na inny spacer też z psem, nie poszli na basen, nie odwiedzili znajomych tu i tam, ciągle im mało bycia razem, ciagle zachłanni na wiosnę i siebie, przyzwyczajeni do tyludniowego bycia, niewyspani księzycowo-wiosennie, nagle muszą znów w dwa tygodniowe światy odnowić swoje tęsknienie a potem ona w piątek wieczorem znów wróci i policzy piegi na jego ustach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz