Im bardziej patrzyła w pysznie zielony ogród, tym bardziej nie było w nim kota. Trawa, krzewy i mały staw pełen żab i ryb zgodnie milczały, nie chciały powiedzieć, kiedy ostatnio go widziały, tajemniczo szumiąc i kumkając jakby nic się nie stało. Czekają na kota wszyscy wciąż w ich niedużym domu, aż zapuka łapą jak zawsze, aż złote oczy zapalą się w dużym oknie dużo później niż gwiazdy, aż rzewny jego głos przypomni, że wrócił i będzie jak zawsze. Co on je, gdzie śpi, czy miauczy tak dużo jak zawsze, czy śpiewa kocie piosenki, takie, jak tylko on potrafi.
Kot umiał otwierać wszystkie drzwi i szuflady, był ekspertem od podgryzania przwodów od pralki, ulubionych i arcyważnych kabli i rączek od torebek. Kot dzielnie znosił rany od pierwszej stoczonej kociej bitwy i osę wczepioną w piękne futro, wspaniale polował na muchy, w wysokim krakowskim mieszkaniu można go było trzymać i unosząc do góry - łapać nim naprzykrzającą się muchę. Kot wskakiwał do wszelkich pudeł i toreb, utulał i witał swoją panią, kiedy wracała z każdej podróży, czule liżąc ją po włosach i wmruczając się w ich wspólną dwukotową - bo z kocią siostrą - noc. Dwa koty jak sygnatury jej najbardziej burzliwego życia, dwie cierpliwe twarze, zawsze witające, zawsze niezmiennie takie same, jak dwa pewniki na świecie - że cokolwiek by się działo - one zawsze będą na świecie, wtulając stęsknione kocie kłębki w zagłębienie ramienia. Kot musi wrócić.
Chociażby złapany na sieć utkaną ze wspomnień, kiedy spał z siostrą w pralce, a ona szukała kotów po całym domu, jak spały w szufladzie bo tam im się najbardziej podobało, kiedy wywaliły z kocich nudów i oczekiwania całą zawartość innych szuflad, kiedy nauczyła je zawsze wracać na kicikici i aportowania piłek. Kot potrafił wszystko, włącznie z bezgranicznym kochaniem i spaniem w przedziwych pozach zazwyczaj z jedną ręką wyciągniętą do przodu, zawsze zasypiający na ramieniu, na brzuchu, wszędzie tam, gdzie mogło być pozornie niewygodnie, kot, który wygrzewał sobą każdy ból, odnajdując go kocim zmysłem i tak umiał znaleźć bolące kolana, brzuch i porwane od dźwigania srebrnej walizki nadgarstki. Dwa czarne kłębki natychmiast poznały jej anioła, były od razu z nim podczas ich pierwszej spędzonej nocy, kiedy ona poszła zatańczyć w rytm miasta a on na nia cierpliwie czekał właśnie okotowany w jej domu na Złotej Podkowie w Krakowie.
Dlaczego więc zieloność go ukryła, schowała w ptasie śpiewy, w zakamarki pod liśćmi, w krecie ścieżki, nie chce powiedzieć gdzie są splątane kocie ślady, gdzie pies może znaleźć trop a nie szczekać z rozpaczy, gdzie. Niech maj odda jej kota, mantra myśli oplata każde spojrzenie w budzący się i zasypiający dzień, oplata zasypiającą kotę wpatrzoną w wielkie okno, triole wystukiwane przez niego pałeczkami na kolanach podczas słuchania jazzowego koncertu i taki obrazek pełen nadziei i niepokoju ona zabierze jak uwierający talizman w tygodniowe życie w bardzo duże miasto wypełnione koniecznościami, bezkociem i totalną miłością do futra w kolorze venge, której nie sposób zgasić tygodniowym zniknięciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz