Tęskniła do liter, do tego pisania, które na każdym kroku wysącza się z niej, ale jakaś niemożność listopadowa, splot niemiłych okoliczności sprawiały, że za nic nie mogła strząsnąć tych słów z palców, dusząc się tym samym, zaplątując w ciasny, nerwowy kokon, karmiony kalmsami i śliwką nałęczowską w czekoladzie i troską jego ciemnych oczu, kiedy wreszcie ta zżerająca niepewność się skończy.
Miasto na Wu stroi się w światełka zwiastujące świąteczny czas, oddycha mroźniejszym powietrzem, zapycha magazyny towarem z nadzieją na wizyty Mikołaja, a ona, zepchnięta koniecznością w ściany żółtego pokoju nawet nie ma ochoty ruszyć się gdziekolwiek dalej, poza wyznaczony kwadrat. Kończy się wreszcie życie tu, najchętniej nie wracała by za nic nawet na moment, do tych wielkich reklam, miejsc, do których nie pójdzie z żadną przyjaciółką, bo właśnie ostatnia z nich wyjechała i nie ma już tu nic, co by ją mogło przywiązać na dłużej. Wniosek z wyrzeczeń, odległości, pokory, siły, marznących rąk i zadeszczonych dni, upalnych pustych popołudni, drogich lanczyków, chrupiących bagietek, sklepów z wytwornymi ubraniami, szurania walizką, szarpiącej i nie okiełznanej tęsknoty, nie spania we własnym łóżku kilometrami dni, bez oparcia na jego lewym skrzydle, zjedzonych drożdżówek z serem, zapchanych basenów, drogich fitness klubów, tysiąca podróży, schylania głowy, wkładania we wszystko serca - nie warto.
To miejsce i tak wypluje, nie doceni, wyłącznie żąda i jak się nie spełnia to nie tłumaczy, ale po raz kolejny kopie z całej siły zostawiając resztki dobrego wrażenia, to miasto jest dla bezsercowych i dla tych, którzy kochają swoje kołowrotki bo nie widzą z nich wyjścia, albo nie widzą go na razie. Już niedużo zostało, czeka więc, kiedy wypełnią się dni, kiedy powie swojemu domowi jestem, kiedy pojedzie do ukochanego miasta zaplątać się w Planty i we wspomnienia, nadziać zęby na precel, zakochać się w nim jeszcze raz w Zaułku Niewiernego Tomasza, sączyć światła przez zmrużone oczy i zapach grzańca, uwierzyć, że dalej będzie tylko tak jak ona chce. Że wreszcie jej siła będzie wzgórzem a nie doliną, że ona przestanie się dopasowywać, mierzyć foremką, że wszystko wytrzyma i poczeka, nie nie będzie, za nic. Ona zerwała gwiazdkę z nieba nad ich domem, i z tym światłem pójdzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz